sobota, 15 stycznia 2011

W FBI nie oglądają muzyki, czyli "Down In It"

Muzyce, równie często jak obrazy, towarzyszą opowieści. Bynajmniej nie mam na myśli tych historii, na które składają się kolejne zmiany składu zespołu czy chronologicznie ułożona dyskografia, ale narracje tworzące swoistą legendę towarzyszącą danej grupie czy wykonawcy. Zwykle są to wyssane z palca plotki, chociaż jak zauważył niejaki Joseph G.: kłamstwo powtórzone odpowiednią ilość razy staje się prawdą.
Z tego powodu często po udzieleniu odpowiedzi na pytanie czego słuchasz? musiałem ustosunkowywać się do opowieści o tym, czego to podczas koncertu nie zjadł Ozzy, czego to nie rozdawał fanom Marylin Manson, i co kazał sobie wyciąć jego perkusista, aby nie używać do gry na perkusji zwykłych pałeczek. I choć opisy te działały na wyobraźnię to podchodziłem do nich sceptycznie, uznając je za wielce mało prawdopodobne. Miały one podobną strukturę do miejskich legend (jedne z moich ulubionych to te o hipisach-mordercach) i w założeniu ich zadaniem było odstraszać bogobojnych obywateli od obrzydliwej muzyki tworzonej przez wszelkiej maści "satanów".

Historia dotycząca pierwszego teledysku grupy Nine Inch Nails jest równie niesamowita i wszystko wskazuje na to, że chyba nie wypada jej wkładać między bajki. Otóż kiedy kręcono ostatnie sceny do Down In It, kamera przytwierdzona do wypełnionego helem balonu zerwała się z uwięzi i poszybowała w powietrzu, aż na pole pewnego farmera. Człowiek ten po obejrzeniu zarejestrowanego na taśmie filmu, zaniósł kamerę na posterunek policji, gdzie uznano ją za dowód popełnionej, nieznanej jeszcze zbrodni. Ponoć FBI prowadziło śledztwo w tej sprawie przez kilka ładnych miesięcy... bezskutecznie.
Poniżej fragment archiwalnego telewizyjnego programu, w którym przedstawiono tą historię:


Fragment programu "Hard Copy" (HCTV) z 3 marca1991 roku

Wprawdzie nieco przeszkadza konwencja, w jakiej go zrealizowano (komediowa rekonstrukcja wydarzeń, osobliwy język narracji, itp) ale i tak materiał ten (pomimo słabej jakości) jest jednym z moich ulubionych programów o NIN.

Down In It. Klip, który wywołał ową medialną burzę wokół zespołu. Pełen brudu i wielu ciekawych, bardzo dynamicznych ujęć (często niemal nieczytelnych), o bardzo karkołomnym montażu oraz edycji zdjęć (zastanawia mnogość użytych filtrów i technik; np. pisanie/rysownie światłem, czy puszczanie taśmy na przemian "do przodu" i "od tyłu"). Wszystkie te zabiegi "urozmaicają" stosunkowo prosty scenariusz: Człowiek ucieka przed dwójką goniących go agresorów aż na dach opuszczonej fabryki, skąd skacze na ulicę/popełnia samobójstwo. Mężczyźni w czarnych uniformach schodzą na dół i pochylają się nad ciałem (w tym momencie kamera efektownie "odlatuje" od nich). Teledysk dostał nominację do nagród MTV w kat. Best New Director i jest przykładem (zresztą nie jedynym) na to, jak duży wpływ na estetykę wizualnego wizerunku wczesnego Nine Inch Nails wywarła fascynacja nurtem tzw. snuff films/mondo cane:


Nine Inch Nails - Down In It (lub: Halo1) z albumu: "Pretty Hate Machine"
Reżyseria i edycja: Eric A. Zimmerman, Benjamin Stokes
Producent: Jim Deloye
Zdjęcia: E. A. Zimmerman, B. Stokes, E. Koziol, E. Matthies
Lokalizacja: Chicago
Rok: 1989

1 komentarz:

  1. a jak się jeszcze do tego doda miejsce, z którego Trent Reznor czerpał inspiracje - pojawi się obraz bardzo pokręconego muzyka. Posiadłość, w której mordował Manson, jako miejsce inspiracji - przebija stary indiański cmentarz, czy też cmentarzysko statków.
    I chyba właśnie NIN świetnie operowało lękami lat 90. Zamiast straszyć Wielką Bombą (główny lęk lat 80), straszyła nieracjonalnym mordercą.

    OdpowiedzUsuń